“Być tak naprawdę. Od grzecznej dziewczynki do wolnej kobiety, która idzie tam, gdzie chce” Marianny Gierszewskiej — ten losowy zakup okazał się dosyć zaskakujący. Trochę namieszał mi w głowie i nie mam zdecydowanej opinii o tym, czy jest to lektura godna polecenia, czy też nie.

Książka jest jednocześnie autobiografią oraz à la poradnikiem. To lektura o życiu i o tym, jak je sobie poukładać by żyło się dobrze. To dla mnie nowy gatunek, bo zwykle nie czytam tego typu książek. Część biograficzna stanowi główną fabułę i pobudza ciekawość. Jakbym zaglądała przez okno do mieszkania sąsiadki i obserwowała chwilę, w których jest jej bardzo ciężko, dojrzewa emocjonalnie, definiuje siebie na nowo i pomaga to samo robić innym. Jest to książka o emocjach, wspomnieniach i przemyśleniach. Skłania do refleksji nad własnym życiem oraz może skłonić do zmian.

Wiele aspektów przedstawionych w książce to po prostu psychologia i opisanie procesu, który przechodzą osoby w kryzysie. Marianna pisze głównie o kobietach, które tkwią w klatkach narzuconych przez rodzinę, środowisko i społeczeństwo. Tkwiąc w tych ograniczeniach, kobiety zatracają same siebie, czują się nieszczęśliwe i nie widzą innego sposobu na życie. Autorka opisuje proces, który przeszła. Przedstawia swoje klatki oraz to, jak z nich wychodziła. W pracy warsztatowej pomaga także innym kobietom w rozwiązywaniu ich problemów.

Nie wszystkie myśli przedstawione w książce do mnie przemawiają, ale zdecydowanie zgadzam się z aspektem książki, który mówi o tym, że trzeba się zmierzyć z negatywnymi wydarzeniami ze swojego życia, aby móc pójść dalej. Pewne rzeczy trzeba przepłakać i nie ma innej drogi, ponieważ inna droga, zawsze jest ucieczką od problemu. Czas gorszego nastroju, skłania do refleksji i dopiero po przemyśleniu pewnych spraw, możemy pójść dalej i otworzyć się na nowe. Mamy energię, żeby zadać sobie odpowiednie pytania. Czy to, w jaki sposób teraz żyje, mi odpowiada? Czy aktualny schemat myślowy działa, czy w dzieciństwie to działało, ale już przestało? Czego ja chcę? Z którą decyzją czuję się dobrze? Te wszystkie pytania są bardzo ważne i czasem nasz organizm poprzez chorobę sam tworzy przestrzeń, abyśmy je sobie zadali.

Jest pewien aspekt książki, z którym mam problem – dopowiadanie drugiego dna do pewnych sytuacji. Niektóre porównania religijne są dla mnie trudne do zrozumienia. Jest także pewien aspekt książki, który sprawia, że czuję się, jakbym otrzymywałam życiową mądrość, niczym radę „spluń przez lewe ramię o północy w pełnię księżyca, a czeka Cię szczęśliwe życie”. Mam także wrażenie, że autorka czasem doszukuje się źródła problemów, nie tam gdzie trzeba.

Kolejnym elementem książki, w którego prawdziwość nie wierzę, są przykłady rozmów z warsztatów prowadzonych przez Mariannę. Trafność jej pytań, chwilami wydawała mi się wspaniałym zbiegiem okoliczności. Nie podważam prawdziwości tych wydarzeń, być może odniosłam takie wrażenie, przez sposób przedstawienia tych sytuacji. W przedstawionych historiach Marianna była zbyt błyskotliwa, by brzmiały one prawdziwie. Zatem odnosiłam wrażenie, że jest to reklama warsztatów prowadzonych przez Mariannę.

Kolejną kwestią, którą poddaję w wątpliwość, jest to, że według autorki niesiemy ze sobą troski całych pokoleń. Kobiety niosą brzemię całej linii żeńskiej, wszystkich mam, babć, prababć itp. Ten ból jest często niezrozumiały i brakuje nam wiedzy na jego temat, ale go czujemy. Ja uważam, że to nie jest żadna mistyczna rzecz, a po prostu przekonania życiowe, które są przekazywane z pokolenia na pokolenie i słyszymy je od dzieciństwa. Niektóre z tych „mądrości życiowych” nam pomagają, a inne szkodzą. A w dorosłym życiu należy zweryfikować, które z nich nam służą.

Pomimo pewnych minusów tej książki, nie mogę jej odmówić tego, że wywoływała we mnie emocje i zmuszała do zmierzenia się z nimi. Czasem nie rozumiałam moich emocji, nie wiedziałam, skąd się biorą i co za nimi stoi, ale było ich dużo.

Jeśli sięgnięcie po tę książkę spodziewając się poradnika, to się zawiedziecie. Ta publikacja może stanowić inspirację do zmian, ale na pewno nie jest poradnikiem z jasno określonymi wskazówkami i ćwiczeniami. To raczej życiowe rady wplecione w opowieść o Mariannie. Jedną z sugestii, z której skorzystałam, jest to, że najczęściej, jeśli ktoś nas nie traktuje z należytym szacunkiem w relacji, to ma sam ze sobą jakiś problem. Obraźliwe słowa najczęściej nie są o nas, tylko o osobie, która je mówi. Dla mnie przez bardzo długi czas było to trudne do zrozumienia. Gdy w pracy czułam się notorycznie krytykowana i nieszanowana, to zastanawiałam się nad tym, co ze mną jest nie tak. Wiedziałam, że staram się wykonywać swoją pracę najlepiej jak potrafię, jednak mimo to, ciągle słuchałam o tym, co robię źle. W swojej głowie szukałam pomysłów na to, by wykonywać swoją pracę jeszcze lepiej. Dopiero po czasie zrozumiałam, że złość tej osoby nigdy nie była o mnie, tylko o niej i o jej problemach.

Podsumowując, jest to dobrze napisana książka, która wzbudzała we mnie emocje, czasem niezrozumiałe. W części biograficznej akcja toczy się wartko, co zachęca do dalszego czytania. Książka porusza i wyjaśnia wiele stereotypów, jednak zawiera także mistyczny aspekt oraz autoreklamę, przez co traci w moich oczach. Jestem ciekawa, czy za kilka lat będę inaczej patrzyła na tę lekturę.

W tym roku została wydana nowa książka Marianny, “Początek wszystkiego. Jak to, czego doświadczamy przed narodzinami i w ich trakcie, wpływa na nasze dorosłe życie”, w ramach kampanii reklamowej nagrano spoty, w których kobiety opowiadają o swoich doświadczeniach macierzyńskich. Obejrzałam i w mojej ocenie są one bardzo interesujące. Zobaczymy, czy pokuszę się o przeczytanie tej pozycji.